czwartek, 21 grudnia 2017

W moim obiektywie/ Witaj zimo/

Chłodny i rozkoszny, migocący cień gałęzi. Czasami myślę, że właśnie po to żyję, dla takich pięknych, wspaniałych chwil.


A potem świt blady, lutowy. Świt brudny i blady. Fałszywy hejnał, o tej porze trębacze nie starają się za bardzo, jeszcze nie ma żadnych wycieczek, jeszcze nie ma komu trąbką pomachać. Odpuszczają sobie - trąbią bez przekonania.


Szczerze współczuję tym, którzy twierdzą, że śnieg nie ma zapachu ani smaku. Biedni są ci, dla których biały puch pokrywający świat to po prostu zmarznięta woda. Żal mi wszystkich, którym zima kojarzy się tylko z przymusem noszenia ciepłych ubrań i odśnieżaniem szyb samochodowych przed wyjazdem do pracy. Bo przecież zima to... bajka.


Brnąc powoli przez zaspy, odkrył z przyjemnością, że spośród wszystkich sposobów odzyskania spokoju ducha, jakich ostatnio poszukiwał, bezszelestnie padający śnieg jest najelegantszy i najskuteczniejszy.


Tej zimy zauważyłam coś jeszcze. Że kiedy dzień jest bardzo krótki i ciemny, spada śnieg. Śnieg, który jest biały i odbija światło. I sprawia, że wszystko staje się jaśniejsze. Dzieje się to wtedy, kiedy jest najciemniej.


Zima była długa i śnieżna. Pola, słabo bielejące pod sinawym chmurnym niebem, stały się jakieś szersze, większe i jeszcze bardziej pustynne. Na tle pierwszego śniegu jaskrawiej odcinały się chałupy, stodoły, łoziny i gumna. Potem przyszły zawieje i namiotły, nawaliły tyle śniegu, że wieś nabrała jakiegoś północnego, dzikiego wyglądu. Czerniały już tylko drzwi i okienka, ledwie widoczne spod nawisłych czap śniegu i spomiędzy bieli gęstych zasp. Po zamieciach nad szary, stwardniały śnieg na polach przyszły ostre wiatry i zerwały ostatnie brązowe liście z samotnych dębów w parowach.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Do przeczytania w tym roku.

 Planowany stosik książek do przeczytania w tym roku.