niedziela, 5 lipca 2020

Stefan Darda - Jedna krew/ Recenzja

Był rok 1984, gdy w niewielkiej bieszczadzkiej wiosce miały miejsce dramatyczne wydarzenia, po których nieboszczykom przed pochówkiem odcinano głowę i przebijano pierś metalowym zębem brony. Po jakimś czasie zaniechano tego zwyczaju i przez wiele lat żaden zmarły nie zakłócał spokoju tamtejszym mieszkańcom. Wieńczysław Pskit w połowie lat osiemdziesiątych XX wieku był małym chłopcem i cudem uniknął niebezpieczeństwa ze strony ukochanej siostry. Miał nadzieję, że nigdy więcej nie usłyszy o „jednej krwi”, która burzy się w żyłach po śmierci i każe szukać wiecznego ukojenia. Tymczasem rok 2011 niespodziewanie wskrzesza dawne koszmary…


Po przeczytaniu tej książki mam mieszane uczucia.
Niby coś się dzieje, coś straszy, coś czai się w grobach zmarłych, ale jednak czegoś zabrakło.
Mam wrażenie, że groza Stefana Dardy leci w dół. Po przeczytaniu Czarnego Wygony byłam zachwycona tym, co przedstawił Darda. Ale im bardziej zagłębiałam się w książki grozy tego autora, tym miałam wrażenie, że są coraz mniej straszne.
Tak samo jest z Jedyną krwią.
Niby są ludowe wampiry, bohater, który dziwnie się zachowuje, ksiądz, który chce pomóc lecz nie wie jak. I strasznie namieszane opisy, po prostu chaos panuje w książce.  Autor miał pomysł, ale stracił chyba zapał do pisania tejże książki. Książka miała swój potencjał, ale to, co dzieje się w niej, woła o pomstę do nieba.
Książki grozy pana Dardy są coraz gorsze. Szkoda, bo sądziłam, że w końcu w Polsce trafi się autor książek grozy z wielkimi pomysłami i dobrym stylem pisania.


Ocena: 3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Do przeczytania w tym roku.

 Planowany stosik książek do przeczytania w tym roku.