Z Mostka Czarownic łączącego wieże wrocławskiego kościoła rzuca się młoda Niemka, milionerka. Samobójstwo? Dla prowadzącego śledztwo komisarza Warskiego to nie jest oczywiste, tym bardziej że wkrótce w podobnych okolicznościach ginie kolejna kobieta. W śledztwo włącza się policjantka z Berlina Ana Wittesch. Zanim ta dwójka rozwiąże zagadkę najpierw musi sobie wzajemnie zaufać i nauczyć się współpracować.
Młoda kobieta rzuca się z wieży kościoła, ginie na miejscu.
Mogłoby się wydawać, że jest to samobójstwo, lecz przydzielony do śledztwa komisarz Warski uważa, że kobieta została zamordowana. Jego teza staje się prawdziwa, gdy z tego samego miejsca ginie kolejna kobieta.
Komisarzowi pomaga Niemka, Ana Wittesch. Ta dwójka ludzi musi współpracować ze sobą, mimo niechęci i nieufności wobec siebie, a śledztwo musi zostać rozwiązane.
Mamy tu klasyczny schemat kryminału. Główny bohater to typowy samotnik, który nie zwraca uwagi na procedury ani na zasady, działa według własnego widzimisię, nie chce żadnej pomocy od innych, zachowuje się jak dupek, zostawiła go kobieta, co sprawia, że jest jeszcze bardziej zgorzkniały, kolejny policjant, który ma problemy z alkoholem. Afera, tajemnice, nagle dwoje bohaterów rozumie, że coś co siebie czują.
Kolejna irytująca sprawa - wstawki niemieckich słów czy zdań. Rozumiem, że bohaterka nie mówi perfekcyjnie po polsku, ale w książce wyglądało to, jakby każdy, z kim rozmawiała, znał niemiecki i rozumiał co znaczy dane słowo czy zdanie.
Zastanawiam się, co przeczytałam. Albo raczej przez jaką kiepską książkę przebrnęłam. Przeczytałam pierwsze sto stron i stwierdziłam, że to jakiś literacki (jeśli można to tak nazwać) bełkot. Żeby wiedzieć przynajmniej jak się zakończy owa... książka (?), przeczytałam dwa ostatnie rozdziały, które były jeszcze gorszym bełkotem.
Ocena: 1.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz