Profesor biologii obliczeniowej Theo Cray widzi prawidłowości tam, gdzie inni widzą chaos. Pewnego dnia w lasach Montany zostają znalezione zmasakrowane zwłoki byłej studentki profesora. Wkrótce okazuje się, że ofiar jest więcej, a jedynym podejrzanym policji jest... niedźwiedź grizzly. Względnie sam profesor Cray. Mężczyzna postanawia więc wykorzystać całą swoją wiedzę i zawodową skrupulatność, żeby znaleźć zabójcę. Czerpie z biologii, antropologii, botaniki, statystyki i algorytmów komputerowych, aby zlokalizować kolejne ciała. Czy wykaże się większym sprytem niż jego przeciwnik, zanim sam stanie się ofiarą?
Theo Cray postanawia rozwiązać zagadkę śmierci swojej byłej studentki po tym, jak został przesłuchany w sprawie jej zaginięcia.
Wszystko wskazuje na niedźwiedzia, ale dzięki uporczywemu szukaniu i tropieniu, mężczyzna uznaje, że mordercą jest człowiek, który chce upozorować wszystkie morderstwa na atak dzikiego zwierzęcia.
Dzięki swojej wiedzy, biolog odnajduje kolejne zwłoki osób, które zaginęły, a nikt się nimi nie interesował, ponieważ morderca wybierał właśnie takie ofiary
Książka zaczynała się naprawdę bardzo ciekawie i interesująco, ale im dalej się zagłębiało w czytaniu, tym bardziej byłam zdziwiona zachowaniem głównego bohatera, który wydaje się być inteligentniejszy od policjantów. Bohater wchodzi do lasu, znajduje rośliny, które rosną tam, gdzie zakopane zwłoki i co? Znajduje je od razu. I tak za każdym razem. Wiele zdarzeń nie miało logicznego wyjaśnienia, bohater znajduje pełno ludzkich szkieletów i od razu potrafi im przyporządkować imię i nazwisko, zbieranie własnych próbek do badań a nikt nie zabrania mu tego robić, nie zostaje zatrzymany za takie coś. Wszystko uchodzi mu płazem, policja nic z nim nie robi, jemu samemu wszystko idzie gładko, przedziera się przez puszczę, znajdując groby, kiedy inni nie potrafili się odnaleźć w dziczy lasu. Wiele rzeczy naciąganych i autor książki zrobił z bohatera detektywa, który sam wszystko zrobi, a inni ludzie są niekompetentni.
Ocena: 2