Riese. Największy projekt nazistowskich Niemiec, którego przeznaczenie wciąż pozostaje nieznane. Niegdyś być może podziemne miasto, arka przetrwania lub fabryka, w której pracowano nad bronią jądrową – dziś atrakcja turystyczna w Górach Sowich.
Odwiedzić postanawia ją pięcioro ludzi, zupełnie nieświadomych tragedii, która ma ich spotkać. Podczas eksploracji tuneli dochodzi do trzęsienia, a stropy ulegają zawaleniu, odcinając turystów od świata i pozbawiając ich szans na ratunek. Robią wszystko, by przeżyć, powoli uświadamiając sobie, że na powierzchni wydarzyło się coś, co sprawiło, że znany im świat przestał istnieć…
I że to oni mogą być jedynymi, którzy przetrwali kataklizm.
Fanką Mroza nie jestem, tematu o pewnej chorobie mam powyżej dziurek od nosa, a kiedy te dwa światy się zderzyły w jednej książce, to powinnam ją omijać szerokim łukiem, ale sięgnęłam po nią tylko dlatego, że byłam ciekawa, jak pan Mróz zajął się tematem Riese, miejscem, którym trochę się interesuję. I muszę przyznać, że pan Mróz zaskoczył mnie dość pozytywnie, ponieważ książka jest nawet ciekawa. Dość interesująco podszedł do pewnej choroby, bohaterowie są wyraźni, da się ich polubić, opowieść może nierealna, ale czemu by nie połączyć świata teraźniejszego ze światami równoległymi i możliwością podróżowania między nimi, aby znaleźć odpowiednie lekarstwo na pewną chorobę.
Ocena: 5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz